Kiedyś czytałem wspaniałą historię jaka wydarzyła się podczas II Wojny Światowej w pewnym Zgromadzeniu ...
Pozwólcie, że ją tu dziś w święto Świętego Józefa przytoczę ...
"W domu zakonnym, w którym siostry opiekowały się sierotami, zaczęło brakować jedzenia.
S. Felicyta przyszła do matki przełożonej i powiedziała: „Pójdę się pomodlić przed figurą św. Józefa u nas w ogrodzie. (…) Położę mu u stóp ziemniaka, by wiedział, że potrzebujemy jedzenia dla dziecków”. Trzy dni później pod dom zakonny zajechał wóz konny wypełniony ziemniakami, niestety były one nadgniłe. Okazało się, że szef miejscowego posterunku policji nakazał uprzątnąć piwnice, a znajdujące się tam nadpsute ziemniaki – wyrzucić. Jeden z niemieckich żołnierzy poprosił, aby dać je do przebrania siostrom, by dzieci nie głodowały. Od tego czasu siostry miały zapas jedzenia wystarczający do końca zimy. Gdy matka przełożona poszła pod figurę, znalazła tam nadgniłego do połowy ziemniaka… S. Felicycie szkoda było położyć zdrowego.
Ufna modlitwa
Po kilku dniach s. Felicyta podzieliła się nowym pomysłem: „Pójdę się pomodlić do św. Józefa o mleko, ale żeby pamiętał, narysuję mu krowę”. Matka przełożona wyraziła zgodę i jakież było jej zdziwienie, kiedy dwa dni później do furty domu zapukał żołnierz niemiecki i przyprowadził na smyczy… kota. Komendant posterunku wyjeżdżał i nie chciał zostawić kota bez opieki. Żołnierz podsunął mu pomysł, aby zwierzę oddać do sióstr. Nazajutrz ten sam żołnierz przyprowadził siostrom krowę, bo przecież kot powinien pić mleko. Od tego czasu dzieci codziennie dostawały mleko. Gdy matka przełożona poszła sprawdzić, co s. Felicyta zostawiła pod figurą św. Józefa, zobaczyła karteczkę z niezdarnie namalowanym zwierzakiem – ni to kotem, ni to krową."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz