26 kwietnia 2015

Piękne świadectwo Pani Marty

"Każdy (a przynajmniej spora większość) z nas marzy, żeby jego życie chociaż przez moment stało się takie, jak w filmach czy książkach. Czytamy, oglądamy i przeżywamy razem z bohaterami ich uczucia, przeżycia, spotkania. Najczęściej, gdy wracamy do rzeczywistości zupełnie wątpimy, że spotka nas coś cudownego, coś co może zmieni nas i nasze życie nieodwracalnie. Prawda? Dokładnie tak miałam i żyłam w takim przekonaniu, że nic niesamowitego mnie nie spotka. Chociaż w sercu, gdzieś na dnie tliła się nadzieja, taka mała iskierka.
Zawsze wierzyłam, że nie jesteśmy sami na świecie, że nie wzięliśmy się z nikąd, i że śmierć nie jest końcem.
Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Po wyjeździe na studia do innego miasta, poznając sporo ludzi, nowych poglądów, spotykając się często z tym, że życie jest niesprawiedliwe, zaczęłam się zastanawiać i wątpić. Nastąpił czas, kiedy częstotliwość moich wizyt w kościele malała. Jak działo się coś złego, momenty, kiedy życie mi się najzwyczajniej w świecie sypało, biegłam do kościoła, klękałam i płakałam. Problem w tym (dziś to wiem), nie wierzyłam, że Bóg ma moc, że może wszystko. Najczęściej moja modlitwa polegała na tym, że miałam pretensje, że w moim życiu dzieje się źle, albo mówiłam Bogu co ma zrobić. Smutne, ale prawdziwe. Jeszcze jedno i myślę bardzo ważne: nie słuchałam tego co Pan ma mi do powiedzenia, nie dostrzegałam jego działania w moim życiu. Moje serce było zamknięte.  To nie tak, że nie chciałam widzieć i czuć Jego obecności. Chodzi o to co już wcześniej napisałam, ja tak naprawdę nie wierzyłam, że On ma moc.
Przyszedł też czas porzucenia spowiedzi (bo niby czemu mam klękać przed drugim człowiekiem i obnażać się z najgorszych rzeczy jakie zrobiłam? – tak wtedy myślałam). Najgorsze co zrobiłam w tamtym czasie: przyjmowałam Komunię Świętą bez sakramentu spowiedzi (wmawiałam sobie, że przecież spowiadam się w myślach). Pierwszy raz, gdy tak zrobiłam, wiecie co się wydarzyło? Akurat przy mnie skończyła się księdzu Komunia (musiał iść i uzupełnić). Dopiero dziś rozumiem tą sytuację.
Co najciekawsze, znałam moc spowiedzi. Nadal pamiętałam te spowiedzi, podczas których zalewałam się łzami i z których wychodziłam z poczuciem niesamowitej wolności, czystości, ulgi, to były niesamowite momenty. Dlaczego, pamiętając tamte spowiedzi, odeszłam? Po pierwsze, tak dziś myślę, i co powtórzę po raz trzeci – nie wierzyłam w moc Boga i moje serce było zamknięte. Po drugie – zaczęło mi się układać w życiu (tak wtedy myślałam), więc tak jakby utwierdziłam się, że Bóg mi nie jest potrzebny, bo już mam swoje szczęście, w którym On mi nie pomógł.  Układało się przez około rok.  Po roku posypał się związek, praca i w sumie wszystkie plany jakie miałam na życie. Nic już nie wiedziałam, co ze sobą robić i gdzie iść.
Listopad i grudzień 2014 roku upłynął mi na powrotach do mieszkania i myśli, że jest tak beznadziejnie w moim życiu. Myślałam wtedy: „wszyscy w koło kogoś mają (tak, skupiłam się na tym, że inni wchodzą w szczęśliwe związki), a ja wracam do 4 pustych  ścian, nikt na mnie nie czeka, i jaki sens jest się starać i budować jakąkolwiek przyszłość. Było mi bardzo źle.  Z tęsknoty za kimś i z poczucia ogromnej samotności, zaczęłam wchodzić na czat. Byleby z kimś porozmawiać.  Trafiłam na kogoś, kto z początku wydawał mi się dosyć dziwny. Ja mu o swojej samotności, o tym jak mi źle, a on cały czas o Miłości, żeby nie wątpić itd. Rozmowa trwała dosyć długo i nie będę jej przytaczać. Dziś rozumiem sens tego jakich ludzi spotykam na swojej drodze i wszystko ma znaczenie. Rozmowa miała miejsce dokładnie w noc z 31 października na 1 listopada. Pół rozmowy płakałam, bo zrozumiałam co się dzieje. Pan Bóg chciał już wtedy dotrzeć do mnie przez tego człowieka. Moje zatwardziałe serce, w końcu się poruszyło i poczuło.  Dotarło do mnie, że nie jestem sama. Chciało mi się śpiewać, tańczyć, cieszyłam się, bardzo się cieszyłam. Tyle, że to nie koniec mojej historii. Cieszyłam się i rozumiałam, do pierwszego mojego upadku. Potknęłam się na drodze, którą zaczynałam rozumieć i tyle wystarczyło, żeby znów się pogniewać na Pana Boga. Naiwnie myślałam, że jak już jestem przy Nim to będzie pięknie zawsze. Moje serce otworzyło się, ale nie na tyle, żeby pojąć to wszystko, co się dzieje i co dalej mnie spotykało i dlaczego.
Ten dzień myślę, że warto opisać dokładnie, żeby zauważyć, że chociaż czasami wydaje się, że coś nie ma sensu, to w rezultacie okazuje się, że ma ogromne znaczenie i ma nas zaprowadzić w jakieś konkretne miejsce! Przyszedł sylwester, który miałam spędzić w mieszkaniu, w łóżku. Dzień przed, zadzwonił kolega i zapytał czy nie chciałabym jechać z kilkoma osobami do Olsztyna. Skoro tak się cieszyłam, że prześpię tego sylwestra, to czemu się zgodziłam? Ciekawe. Kilka godzin spędziliśmy w mieszkaniu mojej przyjaciółki. Padł pomysł, żeby przed północą iść na miasto. Tak też zrobiliśmy. Ta noc była zimna, więc po przywitaniu Nowego Roku, dla mojej przyjaciółki było normalne, że wracamy do mieszkania.  Większość jednak chciała zostać i znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy zostać do rana.  Oczywiste było, że w prawie każdym lokalu, tego dnia (a raczej nocy) jest rezerwacja lub dosyć kosztowna wejściówka. Mimo to, pożegnałam się z przyjaciółką i jej chłopakiem (którzy wrócili do mieszkania) i postanowiłam poszukać czegoś z resztą znajomych.  (pomijam fakt, że wcześniej przez godzinę już czegoś szukali, z niepowodzeniem) Dlaczego więc zostałam? Zaczęliśmy szukać lokalu. W pierwszym powiedziano nam, że za 40zł (od osoby) i możemy zostać.  To był pierwszy moment, kiedy zaczęłam żałować, że nie wróciłam do mieszkania. Było mi zimno, humor też się gdzieś ulatniał. W końcu ktoś rzucił, że szukamy ostatni raz, jak nie znajdziemy, to wracamy do mieszkania. Pierwszy, dosyć mały lokal, w którym okazało się, że nie trzeba mieć ani rezerwacji, ani nie trzeba płacić za wejście. Na dole maleńka sala, jeden zajęty już stolik i bar przy którym zaczęliśmy się tłoczyć. Znów trochę zła, przysiadłam na jakimś stoliku. Znajomi zaczęli wchodzić na piętro, gdzie ponoć miało być więcej miejsca. Tam około 10 stolików, z czego wszystkie zajęte, a ludzie z którymi przyszłam znów jakoś stłoczeni, że nawet porozmawiać nie szło. Trochę zmęczona tym wszystkim, zła, że niby tak mamy stać do końca imprezy, zobaczyłam walizkę (element wystroju), która stała naprzeciwko schodów. Spojrzałam w bok i zauważyłam chłopaka, który patrzy i się uśmiecha. Nie śmieje się, nie nabija, ale uśmiecha się. Teraz zorientowałam się, że jakiś czas temu schodził z tych schodów i wtedy tez tak się uśmiechał.
Pominę, (bo to nieistotne dla całej historii) jak to się stało, że się dosiadłam i zaczęłam z tym chłopakiem rozmawiać. Rozumieliśmy się, rozmowa płynęła i oboje nie mieliśmy poczucia, że właściwie to się nie znamy. Najczęściej rzucał jakiś tekst, pytanie i tak je zawieszał w powietrzu. Nie czekał na moją odpowiedź, nie potrzebował jej. Teraz wiem, że on nie pytał o coś, bo czegoś nie wiedział, ale dlatego, bo to dotyczyło mnie i nad czym ja sama od dawna się zastanawiałam. Dawał mi sporo do myślenia. Często zastanawiałam się w jakim celu mówi niektóre (wtedy dziwne) rzeczy.  Pamiętam, że pomyślałam, że jest tak cudownie, tak pięknie, że już pewnie piękniej w moim życiu nie będzie. To było niesamowite,  w głowie kołatała mi myśl: „właśnie dzieje ci się to o czym zawsze marzyłaś, niesamowite historie z filmów i książek, właśnie dzieją się tobie tu i teraz.” Umówiliśmy się, że spotkamy się następnego dnia. Rano odrobinę bałam się, że te piękne i czyste chwile okażą się żartem. Pomyliłam się, bo spędziłam 7 cudownych godzin. Czasami nie rozumiałam co do mnie mówi i o czym. Coś o Miłości, ale nie do końca wiedziałam, jak mam rozumieć jego słowa. Wiedziałam jedno, że pierwszy raz czuję, że mam obok siebie prawdziwego faceta. O nic się nie martwiłam, czułam się bezpiecznie i zadziwiająco spokojnie. Powiedział mi wiele rzeczy, które właściwie nie mówił sam on, jako mężczyzna do kobiety.  Usłyszałam, że jestem wartościowa, że jestem piękna, że warto zauważać znaki jakie otrzymujemy, że spotkam jeszcze niejedną taką osobę jak on. Zapytał też, czy od naszego spotkania czuję się coraz bardziej kobietą, czy chcę się tak czuć? Byłam w szoku, że zadaje mi takie pytanie, ale tak właśnie było. Jakoś pod koniec zrobił najbardziej niesamowitą rzecz, jakby czytał mi w myślach. Znów tak patrzył, odsunął się od stołu, pociągnął moje krzesło i mocno mnie przytulił, a potem jak gdyby nigdy nic, wrócił na miejsce i uśmiechnął się. Tak, miałam wrażenie, że on dokładnie wie czego mi właśnie teraz potrzeba. Na zakończenie, gdy już się żegnaliśmy, tak bardzo chciałam go jakoś zatrzymać w swoim życiu. Jedyne co mi przyszło do głowy to powiedzieć: „Wiem, że jesteś aniołem, ale nie znikaj.” Na co ON mnie przytulił i już pękłam zupełnie, zaczęłam płakać , zapytał, a w sumie stwierdził: „To ze szczęścia.” Po czym pocałował moje powieki, z których nadal płynęły łzy.  Przytulił mnie znów i powiedział: „Nie będę z tobą. Ale dzwoń zawsze, kiedy tylko będziesz miała ochotę.”
Wróciłam do mieszkania i zupełnie nie wiedziałam co mam myśleć.  Pojawia się ktoś taki, nie wiedzieć skąd, spędza ze mną sporo czasu, mówi mi masę mądrych rzeczy i najlepsze, że niczego ode mnie nie chce. Poszłam spać, z myślą, że nie wiem po co to było. Obudziłam się przed 4 i właściwie nie wiem jak to opisać.. zrozumiałam po co to wszystko się wydarzyło. Wiele rzeczy, które usłyszałam, nie mówił on sam. Dziś wiem, że to Duch Święty w nim działał. To kolejny raz, Bóg próbował włączyć w moim życiu światło. Przyszedł i uświadomił mi, że jestem wartościowa i w Jego oczach, nawet kiedy upadam i odchodzę, to i tak jestem piękna. Poczułam, że nie jestem sama. Od tamtego momentu moje życie się zmieniło. Moje serce otworzyło się maksymalnie. Wierzę w Boga, wierzę w Jego moc. Widzę jak działa w moim życiu. To nie jest tak, że teraz kwiatuszki, motylki i cały czas cudownie i pięknie. Upadam, mam gorsze chwile, ale ja w końcu uwierzyłam maksymalnie! Pan jest moim Pasterzem. Najbardziej chyba cieszę się, że zrozumiałam jedno:  gdy idzie się za złem, następuje efekt domina i spada lawina zła, natomiast, gdy idzie się z Bogiem, to nie jest tak, że też jest efekt domina, na tej drodze potrzebna jest praca, wytrwałość i nie ustająca wiara. Czasami brakuje mi słów, żeby oddać to co się wydarzyło. Tak jakby Bóg przyszedł i coś we mnie odblokował. I już wiem, i już się nie boję.  W końcu zrozumiałam o co chodzi z tą Miłością!
Ostatnio poczułam, że muszę zapisać swoje myśli. Może chociaż do jednej osoby z nimi trafię:
„Nie jesteśmy doskonali. Nigdy nie będziemy. Jednak jesteśmy kochani bezgranicznie, bezwarunkowo.  Od zawsze, na zawsze. Tak mocno i tak czysto, że nie mieści nam się to w naszych głowach. Nie jesteśmy sami. Nie jesteśmy nic nieznaczącymi pyłkami. To, że tu jesteśmy, teraz, ma sens i ma znaczenie. Nawet stykając się ze złem, nie tracimy w Jego oczach. On czeka, zawsze czeka z otwartymi ramionami. Czemu mimo to, gdy upadamy, tak ciężko nam się podnieść i pojąć, że nadal możemy wrócić? Choćbyśmy upodlili się maksymalnie, tak, że ciężko już oddychać. On nas pragnie.
Będąc z Nim, wiem, już to wiem, że będzie wszystko to, co ma być. Ani mniej, ani więcej. Będą wszystkie, absolutnie wszystkie dobre rzeczy w czasie tej wędrówki. Świat materialny tak spłyca myślenie. Daje ułudę, że jedyne co możemy dostać, osiągnąć, dotknąć jest tu i teraz. Trwa głupi, smutny wyścig, do rzeczy, rzeczy, rzeczy… Obudźmy się.  Wszystko przemija, wszystko! Poza Nim i Jego cudowną Miłością. On chce, w każdej chwili, chce mnie taką, jaka jestem. Z moimi potknięciami, pomyłkami, zejściami z dróg. Chociaż już to wiem, że On przy mnie jest, to będą ich jeszcze miliardy.
Panie, Dobry Ojcze. Pozwól mi wzrastać dalej, podtrzymuj mnie, żeby byle podmuch mnie nie przygniótł. Chcę iść z Tobą, Twoją drogą. Już wiem, rozumiem, (taką mam nadzieję!), co znaczy zaprzeć się samego siebie. Pragnę tego. Amen.”

Pani Marto, ogromnie dziękujemy za powyższe świadectwo, obiecujemy pamiętać o Pani w naszych modlitwach ...

Kochani jednocześnie prosimy, jeśli czujecie taką potrzebę przesyłajcie swoje świadectwa na mail cudaBoga@gmail.com - z góry dziękujemy

piszcie na Chwałę Pana Boga i ku wzmocnieniu czytających



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz